Ile razy nad czymś myślałeś, ile razy coś cię gnębiło, tyle razy chciałeś rozmawiać, tyle razy ci to nie wyszło... Chciałeś się zwierzyć, ale nie wiedziałeś jak. Chciałeś pomocy, ale nie wiedziałeś jakiej. Wiedziałeś jedno: gdzie byś nie poszedł, usłyszysz to samo, lecz nie to samo, co chciałeś usłyszeć. Wydaje ci się, że rozmawiałeś z każdym, z kim rozmawiać możesz. Wydaje ci się, że mimo szczerych chęci nikt ci nie pomoże. Aż spotykasz kogoś, komu nie ufałeś... Nie na tyle, by powierzyć to, nad czym tak myślałeś. Mimo to, zrezygnowany, zbierasz się na szczerość. Mówisz wszystko, od początku, przerywając nie raz. Raz, by zastanowić się, czy dobrze robisz. Raz, by wziąć głęboki oddech i się uspokoić. Nawet nie wiesz, kiedy głos zaczął ci drżeć. Choć to nic takiego, ty tak boisz się. Może tego, że za dużo powiesz? Może tego, że i on ci nie pomoże? A może zwykłego niezrozumienia, braku akceptacji, nawet odrzucenia? Z otchłani obaw wyci
wzruszający
OdpowiedzUsuńCzasami trzeba też spojrzeć na rzeczywistość i żyć tu i teraz...
OdpowiedzUsuń